Gustav, skromny tapicer polskiego pochodzenia, i jego nastoletni syn Fritz byli Żydami. W Austrii w przededniu wojny nie było gorszego przewinienia. W 1939 roku, rozdzieleni z rodziną, trafiają do obozu w Buchenwaldzie. Tam każdego dnia znoszą głód, katorżniczą pracę i najgorsze ludzkie okrucieństwa. Ale mają siebie. Niezwykła więź daje ojcu i synowi siłę, by przetrwać. Kiedy więc Gustav trafia na listę do Auschwitz, Fritz wie, że to wyrok śmierci. Podejmuje heroiczną decyzję: sam zgłasza się do obozu. Napisana na podstawie sekretnego dziennika Gustava Kleinmanna, opowiedziana z niezwykłą wrażliwością prawdziwa historia podróży w głąb piekła nazistowskich obozów, heroicznej walki o przetrwanie i niewiarygodnego ocalenia. Opowieść o miłości, która daje odwagę, by zejść do piekła. I siłę, by to piekło przetrwać.
Zaczynając lekturę książki "O chłopcu, który poszedł za tatą do Auschwitz", nastawiałam się na mocną, tragiczną i emocjonalną historię. Zwłaszcza, że przedmowa głosi:
"To historia prawdziwa. Każda występująca w niej osoba, każde zdarzenie, każdy zwrot akcji i niewiarygodny zbieg okoliczności ma potwierdzenie w źródłach historycznych."
Jakie było moje zdziwienie, gdy czytałam pozbawioną emocji opowieść o coraz gorszym traktowaniu wiedeńskich Żydów. Przykre wydarzenia, prześladowania aż w końcu wywózkę miałam podaną na zimnej, bezuczuciowej tacy. Bardzo trudno mi się ją czytało - właściwie to chciałam rzucić książkę w kąt, ale wtedy dostałam wiadomość prywatną na Instagramie od osoby, która była zdziwiona moimi spostrzeżeniami, gdyż ona pamiętała ją zupełnie inaczej. Pomyślałam więc, że dam jej szansę i kontynuowałam czytanie. Długo jeszcze denerwowałam się na suchą relację narratora, aż w końcu przyszedł przełom.
Książka nabrała dla mnie bardziej osobistego charakteru gdy Gustav z synem trafili do pierwszego obozu. Dopiero w tym momencie styl pisania autora nabrał dla mnie sensu. Koszmar miejsca i toczących się tam wydarzeń nie potrzebował dodatkowego zabarwienia emocjonalnego. Forma relacji w zupełności wystarczyła by pokazać czytelnikowi, co ludzie tam przechodzili.
Historia rodziny Kleinmannów jest jedną z miliona, które dotknęły ludzi w czasie II wojny światowej, najczęściej jednak powstające o tej tematyce książki opisują osoby przebywające w obozie Auschwitz-Birkenau. Tutaj, wbrew tytułowi, o głównym obozie Auschwitz jest naprawdę mało. Mamy za to rzeczywistość Buchenwaldu oraz Monowitzu (podobóz Auschwitz). Oboje, Gustav i Fritz, jako jedni z niewielu przeżyli tak długo, tak wiele, i co najważniejsze - razem! To obozowa rzeczywistość jest tutaj główną osią fabuły. Okrucieństwo, upadek nadziei, szczęście, pech, strach, śmierć, siła woli - to wszystko towarzyszy nam strona po stronie i jest tym trudniejsze, że wiemy iż wydarzyło się naprawdę.
Los ojca i syna w obozach przeplatany jest opisem tego, co działo się w ich domu w Austrii, w którym pozostała Tini - żona Gustava oraz reszta ich dzieci. Tini do samego końca, do swojej wywózki, starała się uratować swoich najbliższych, organizując im wyjazd za granicę. Czy to się udało - dowiecie się z książki. Wracając jeszcze do tytułu - należy dodać, iż tytułowy 'chłopiec' w momencie przewożenia do Auschwitz, był praktycznie już mężczyzną.
Chciałabym jeszcze wspomnieć o jednej istotnej rzeczy. Autor "W chłopcu, który poszedł za tatą do Auschwitz" niczego od siebie nie dodaje. Trzyma się dziennika i wspomnień, przekazuje nam relację głównych bohaterów nie 'upiększając' rzeczywistości. Historia jest sama w sobie tragiczna, pełna nadziei, zwrotów akcji, których nie powstydziłby się żaden thriller i to wystarczy, by czytelnik czytał ją z sercem pełnym najrozmaitszych uczuć.
Ocena 7/10